Quantcast
Channel: Psi kawałek internetu
Viewing all 182 articles
Browse latest View live

Jak pozbyć się zadziorów z dysków dla psa?

$
0
0
Od zawsze traktowałam frisbee jako formę zabawy, nie miałam wielkich planów co do przygotowywania się do startów na wysokim poziomie, dlatego rodzaj dysku nie miał dla mnie bardzo dużego znaczenia. Miał być bezpieczny, wytrzymały, musiał w miarę dobrze latać i byłoby miło jakby nie miał przy tym dużej średnicy. Zatrzymajmy się przy kwestii wytrzymałości. 
Uważałam, że w naszym wypadku lepiej sprawdzi się zakup kilku bardzo wytrzymałych dysków o nieco gorszych właściwościach lotnych niż regularne wymienianie kompletu, który będzie lepiej latać. Patrząc na dokonania niektórych zwierzaków Gi nie niszczyła dysków aż tak bardzo jak mi się wydawało, ale robiła to w takim stopniu, że używało się ich potem naprawdę niemiło (głównie w trakcie zabawy w przeciąganie, kiedy miota Ginką na wszystkie strony i urywa rączki), a przecież nie o to chodzi. Zadziory da się jednak usunąć w całkiem prosty sposób, który pewnie większość z Was zna, ale ja zmodyfikowałam go ciut na swoje potrzeby.



Do usunięcia zadziorów wykorzystałam:
● Świeczkę
● Pilnik do paznokci

Cienkie opiłki plastiku wygładziłam za pomocą pilnika, bardziej znany sposób polega na użyciu papieru ściernego, ale nie miałam takowego pod ręką. Szklany pilnik naprawdę nieźle się spisał. Grubsze i twardsze zadziory trzymałam nad zapaloną świeczką (podpalanie dysków bezpośrednio ogniem z zapalniczki w moim wykonaniu pewnie nie skończyłoby się szczęśliwie) i kiedy plastik zaczynał się topić wygładzałam je i formowałam pilnikiem.

Moje spostrzeżenia odnośnie formowania dysku na ciepło:
● Trzeba uważać, żeby plastik nie miał styczności z płomieniem, bo można za bardzo przypalić dysk w efekcie czego powstają czarne ślady, które potem trudno usunąć (można próbować specyfikami do czyszczenia przypalonych garnków itp.). Frisbee wystarczy trzymać blisko źródła ciepła.
● Trzeba ostrożnie formować wystające zadziory (powoli wygładzać, wklepywać), żeby nie stworzyć na ich miejscu rzeźby Dawida. Plastik bardzo szybko zaczyna się topić, im rzadszy tym łatwiej o niezaplanowane twory.
● Warto uważać na swoje paluszki, bo dysk wcale tak od razu nie stygnie.

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się aż tak fajnego efektu, dysk stał się gładki jak pupa niemowlaka, ale gdybym miała tak robić z kompletem dekli to chyba bym osiwiała (może to kwestia braku wprawy w takich naprawach ;)).






Czy to już pseudohodowla?

$
0
0
Na początku tego roku stwierdziłam, że 2016 to odpowiedni czas na szukanie kolejnego psa (i na tym zakończmy temat moich wyborów :)). Jak już kiedyś wspominałam pod uwagę biorę różne opcje, bo nie ma rasy, która odpowiadałaby mi tak bardzo, że byłabym w 100% przekonana o tym, że właśnie takiego psa chcę mieć. Wszędzie są jakieś wątpliwości, jakieś "ale". Właśnie dlatego stwierdziłam, że może warto znów dać szansę jakiemuś miksowi. Skoro ostatnim razem udało się, to może warto znowu zaryzykować? 


Kiedy rozgląda się za mieszańcem, jedyne co może zwrócić twoją uwagę to wygląd, bo niby co innego? Przeglądałam z ciekawości olx i trafiłam na nieduże, bodajże 3 miesięczne szczeniaki, w tym dwie suczki w kolorze merle. Wysłałam wiadomość z masą pytań na ich temat, żeby dowiedzieć się, czy któraś z nich odpowiadałaby mi nie tylko ze względu na wygląd, ale też charakter i predyspozycje. Szczeniaki na zdjęciach wydawały się dość spięte i to też chciałam wyjaśnić. Zostałam poproszona o telefon i szybko okazało się, dlaczego pani właścicielka wolała uniknąć wymiany maili. 
Otóż miałam do czynienia z hodowcą FCI, który zajmuje się owczarkami szetlandzkimi, a owe szczeniaczki to nie takie zwykłe kundelki, tylko wpadka. Podobno matką była suczka sheltie w kolorze blue merle (stąd takie umaszczenie u szczeniąt), a ojciec to kilkumiesięczny spaniel. Z miejsca poinformowano mnie, że szczeniaki nie są do oddania (jak było napisane w ogłoszeniu), tylko kosztują około 1000zł i merle są droższe, bo to rzadsze umaszczenie (pani dodała też, że "taki rasowy z rodowodem to by kosztował 3000zł!). Rozmowa przebiegała mniej, więcej tak, że ja dopytywałam o szczeniaki, mówiłam co chciałabym w przyszłości robić z takim psem, żeby pani mogła ocenić czy taki piesek spełni moje oczekiwania, a ona w międzyczasie cały czas tłumaczyła się, dlaczego chce za nie tyle pieniędzy i jak to jeden zainteresowany zjechał ją z góry na dół, że za mieszańce coś by chciała. 
Jak widać nadal jesteśmy tylko ja i moje dwie psice, bo żądanie takiej kwoty za kundelki wydało mi się po prostu nieuczciwe (gdyby to była wpadka psów tej samej rasy i szczenięta nie byłyby zarejestrowane to postąpiłabym podobnie), tym bardziej biorąc pod uwagę postawę takiej osoby. Zapewnianie, że te psy będą idealne, że to owczarki szetlandzkie bez papierów - to akurat nie padło bezpośrednio z ust tej pani, ale twierdziła, że jak samiec ma kilka miesięcy to nie przekaże tyle genów szczeniętom co dorosły pies, dlatego szczeniaki są bardziej jak sheltie niż spaniel ;). Ja nie widzę tu już osoby z dobrymi zamiarami, która chce znaleźć dobry dom, tylko kogoś, kto tylko szuka okazji, żeby zarobić trochę kasy. 
Coraz częściej mam wrażenie, że granice między przypadkowym kryciem zacierają się z pseudohodowlą i ludzie wykorzystują "wpadki" do zarobienia pieniędzy pod przykrywką kosztów za odchowanie szczeniąt. A tych kosztów wcale nie trzeba ponosić. Wpadka się zdarzyła i potem już nikt nie wnika, czy właściciel zrobi coś, żeby więcej się to nie powtórzyło. Czym to się różni od pseudohodowli?

Letni HAUL

$
0
0
Tym razem paczka prosto z Chin, dużo żarełkowych nowości do przetestowania, tyle szarpaków ile lat kończy w tym roku Gi i... nie tylko!



Karma sucha Purizon Single Meat - kończył nam się worek Brit Care Endurance, więc pomyślałam, że tym razem wybiorę coś innego (co parę miesięcy zmieniam psom karmę), a że akurat była fajna promocja w Zooplusie, to postanowiłam z niej skorzystać. Dotarło do nas 6kg karmy w małych paczuszkach. 

Karma mokra Terra Canis - wersja z królikiem oraz z dziczyzną. Kupiłam je z ciekawości, bo mają całkiem fajny skład i chciałam zobaczyć jak podejdą moim burkom. Na co dzień nie karmię ich mokrą karmą, dostają ją od czasu do czasu, np. w kongach.

Przysmaki Woolf - wersja z łososiem i marchewką oraz jagnięciną i dorszem. Na próbę :).

Żółtko Pokusa - kupiłam je głównie z myślą o treningach i zawodach. Ma służyć jako kop energetyczny i chyba działa, bo mam wrażenie, że Gi wraca do domu w dużo lepszym stanie niż kiedy tego nie stosowałyśmy.

Preparat na stawy Game Dog Aniflexi+ -  kolejna nowość w diecie moich psów, którą chciałam przetestować. Z racji problemów z ginowym kolanem preparat na stawy to nic odkrywczego, ale w formie proszku używamy pierwszy raz.



Szarpaki Dog's Craft by Wonder Dog - szarpaki z futerkiem są fajne, ale bardzo szybko się brudzą, więc postanowiłam kupić wersję bezfuterkową, z samym amortyzatorem i taśmą. Poza piłkami (JW Pet: grass ball, crakle heads ball i hol-ee roller football) wysłałam do Dog's Craft również swoje futerko (pamiętacie mój futerkowy szarpak DIY? został mi jeszcze kawałek :)), od dawna nosiłam się z zamiarem dorobienia do niego amortyzatora z rączką, ale nie mam dostępu do takich ładnych tasiemek, więc z pomocą przyszła mi Pani Dorota. Przesłałam jej dokładny projekt wszystkich szarpaków, efekt przeszedł moje oczekiwania, jestem bardzo zadowolona :).

Szarpaki Kaniho Ruuno Rauki, Ruuno Ovcee Rauki - nareszcie owca w rozmiarze S ma taśmę jak Bóg przykazał. Chodziła za mną od dawna, ale bardzo nie podobały mi się te wąskie tasiemki dla małego rozmiaru. Teraz mają 2,5cm jak w naszych pozostałych szarpaczkach, więc w końcu mogłam się w nią zaopatrzyć. Jest też szarpak z futra królika, do którego nie jestem do końca przekonana. Macałam na zawodach Dog Games i futerko jest cudownie milutkie, delikatne, postanowiłam przekonać się czy czasem nie za bardzo delikatne dla Gienki, bo zdania na temat wytrzymałości były podzielone.

Zabawka Planet Dog Industrial Diamond Plate Double Tuff - może służyć jako zabawka do wypełniania jedzeniem lub zwykły aport. Od dawna podobały mi się piłki z tej serii, ale pojedyncze występują tylko w jednym rozmiarze, zdecydowanie za dużym dla Gi. Dopiero niedawno wpadłam na pomysł zakupu podwójnej przemysłówki, którą można znaleźć w 3 rozmiarach.

Piłka JW Pet Darwin the Frog - zawsze powtarzam, że piszczałek nigdy dość! Często okazują się zawodne, więc warto mieć ich trochę w zapasie. O żabie słyszałam sporo pozytywnych opinii, niestety  u nas zbyt długo nie piszczała :(.



Saszetka silikonowa Dexas Pooch Pouch - pamiętam czasy, kiedy jeździłam z Tosią na treningi agility, a w materiałowej saszetce miałam ser żółty, parówki, gotowanego kurczaka i inne tego typu delicje, bo właśnie dzięki nim Tosiek pracował najchętniej. Jak nietrudno się domyślić saszetka szybko robiła się paskudna i nadawała się tylko do prania. Bardzo żałuję, że wtedy nie wymyślono takiego wynalazku :).

Kliker jak iClick - jakiś czas temu zainteresowałam się zakupami na Aliexpress, bo mają tam naprawdę atrakcyjne ceny, brak kosztów przesyłki, a haczyk polega na tym, że na paczkę można czekać nawet 2 miesiące, bo większość jest wysyłana z Chin. Na próbę zamówiłam kilka niedrogich dupereli do GoPro i dwa, różowe klikery, łudząco podobne do mojego iClicka. Na żywo też są niemal identyczne, ale już po wstępnych oględzinach widać, że różnią się pewnymi szczegółami oraz dźwiękiem. Różowe zamienniki są dużo głośniejsze, co akurat jest dla mnie plusem, bo bardzo wygodnie korzysta mi się z iClicka, ale na zewnątrz jest dość cichy. Dodatkowo w zestawie była sprężynka na rękę, wydaje mi się, że nie jest to zwykły kawałek gumy, bo dość specyficznie pachnie i podejrzewam, że to bransoleta odstraszająca komary. Niestety jeden z klikerów dotarł uszkodzony, ale za taką cenę nawet nie ma sensu tego reklamować.

Nigdy nie wiem co napisać na końcu tego typu posta, więc może zostawię wirtualny znicz dla żaby [*] i mam też taką radę dla osób równie niecierpliwych co ja, jeśli nie chcecie wystawiać swojej cierpliwości na próbę, nie kupujcie na Aliexpress. 


Ginny skończyła 6 lat

$
0
0
6 lat i nic się nie zmieniło, nawet poważna mina została taka sama :)


Jak już kiedyś wspominałam, moim marzeniem zaraz po psie jakim była Tosia był kolejny, który lubiłby się ze mną bawić i rzecz jasna, który miałby bardziej równo pod sufitem niż Toś. No i w końcu mam. Każda forma zabawy z Giną sprawia mi mnóstwo radości, lubię czasem się z nią powygłupiać, porzucać piłkę czy frisbee albo udawać, że "walczę" z nią o owcze futro. Oczywiście nie było tak od samego początku, o czym też wiele razy mówiłam. Włożyłam bardzo dużo pracy, cierpliwości i czasu w to, żeby móc bawić się w normalny sposób z moim psem. Kiedy już to osiągnęłam nie zwracałam dużej uwagi na to w jakim stylu Gina pracuje kiedy nie widzi nagrody, kiedy nagroda leży na trawie lub kiedy w ręku mam coś fajniejszego niż szarpak. Nawet napisałam o tym post 2 lata temu, o tutaj. Miałyśmy nad tym pracować, ale ostatecznie zabrakło mi już cierpliwości, mimo to cel został osiągnięty! :D Oczywiście nic się samo nie zrobiło, ale postanowiłam potraktować ten temat bardzo na luzie. Poniżej wrzucam filmik, na którym Gi wymienia się zabawkami, w trawie cały czas leży PISZCZĄCA piłka, czyli najwyższy wymiar nagrody :). 


Przy okazji tego, że Gi ma dziś urodziny chciałam też opowiedzieć Wam trochę o swoich obawach. Kiedy spełnia się jakieś marzenie, to często towarzyszy temu pewien rodzaj niepewności. Czy to na pewno dzieje się naprawdę? Jak długo będzie to trwało? Kiedy Gi nauczyła się ze mną bawić na samym początku obchodziłam się z nią jak z jajkiem, bo bardzo nie chciałam tego zepsuć. Podobno niektóre psy z wiekiem poważnieją do takiego stopnia, że nie bawią się już w taki sposób, jak niegdyś, a może to tylko kwestia motywacji? Gina ma już 6 lat i nadal bawi się ze mną z całą swoją zawziętością i fiziem. Nie chodzi też tylko o zabawę zabawkami, ale w ogóle o jej sposób bycia, taki beztroski, pełen radości i szaleństwa. Życzę jej, żeby to się nigdy nie zmieniło! :) 



Kubek termiczny ze zdjęciem twojego psa

$
0
0
2 lata temu zdjęcie mojego kubka termicznego zrobiło furorę na fejsie, dziś odgrzewam kotlety, bo kubek to fajna rzecz, szczególnie w terenie, gdzie pić nie dają.


Na zawody i treningi zawsze zabierałam tylko wodę i to był błąd. Jesienią i zimą fajnie było ogrzać się ciepłą herbatą, ale znowu zabierać ze sobą cały termos? Postanowiłam kupić kubek termiczny. Niestety walory estetyczne wygrały z praktycznością i tak mam kubek termiczny, który zbyt długo ciepła nie trzyma, ale za to wygląda tak, jak go sobie zaprojektuję. Nadal można z niego sączyć różne napoje, ale wlewanie gorącej kawy/herbaty z myślą, że za 4h nadal będzie gorąca nie ma sensu. W końcu kupię kiedyś coś porządniejszego... (piszcie jeśli macie coś godnego polecenia, co dość długo trzyma ciepło i nie przecieka)

Tymczasem jeśli ktoś szuka fajnego prezentu dla psiarza albo sam chce taki bajer to myślę, że taki kubek mimo wszystko jest super pomysłem :D. Poniżej wrzucam szablon do zrobienia własnego projektu na kubek Starbucks (dokładna nazwa tych kubków to "create your own tumbler") o pojemności 355ml oraz trzy gotowce mojego autorstwa, ktore można wykorzystać na swoim kubku. Taki kubek jak mój występuje jeszcze w dwóch rozmiarach (mały o pojemności 240ml i duży o pojemności 470ml). Kiedyś znalazłam podobny w Ikei, nazywa się Hemlig i ma pojemność 350ml, niestety nie widzę go już na stronie, ale można znaleźć jakieś resztki na allegro (ikea hemlig), są tam też aukcje z takimi kubkami. 

Zmiana wyglądu naszego kubka jest bardzo prosta. Wystarczy wydrukować, a następnie wyciąć szablon i włożyć go w odkręcany otwór pod spodem. Kluczowy element naszego projektu polecam umieszczać na środku :). 
Kliknij na miniaturkę szablonu, żeby go pobrać (grafiki tylko do wydruku, wyłącznie na własny użytek).





Jak przekonać psa do zabawek?

$
0
0
Pies to łowca, a zabawa jest substytutem polowania. Pies goni to, co ucieka, więc żeby zainteresować go zabawką należy wprawić ją w ruch. W jaki ruch? A widzieliście kiedyś uciekającego zająca? Jeśli nie, to odpalcie film ze zwierzętami, w którym czyta Krystyna Czubówna, tam zobaczycie jak ma uciekać wasza zabawka. Tak mniej, więcej wygląda wstęp do zainteresowania naszego psa zabawą zabawkami. A co kiedy to nie działa? 


Nie każdy pies musi się bawić 
Chyba każdy opiekun psa chciałby od czasu do czasu rzucić mu piłkę i patrzeć, jak jego pupil wesoło wraca z nią w pysku, wciska do ręki i czeka na kolejny rzut. Nie każdy pies tego potrzebuje i są takie, które nigdy nie będą się bawić. Jednym z takich psów jest Tosia. Długo uważałam, że to moja porażka szkoleniowa, bo bardzo często słyszałam, że każdy pies może się bawić, trzeba tylko wskrzesić w nim te iskierki, żeby potem móc biegać dookoła ogniska. Przetestowałam na niej chyba wszystkie metody i żadna nie zadziałała.
Tosia to dość trudny przypadek. Nie znam jej przeszłości, ma bardzo miękką psychikę i wypaczony popęd łupu. To wszystko składa się na to, że w ogóle nie bawi się zabawkami. Kiedy była młodsza było dosłownie kilka niezwykle krótkich epizodów, kiedy brała coś do pyska, ale tak delikatnie jak żaden inny pies. Nie udało mi się tego utrwalić. Kolejne próby do nakłonienia jej do wspólnej zabawy zawsze spełzały na niczym lub osiągałam jeszcze gorszy skutek - pies nie wiedział co robić, nie był w stanie mnie zadowolić, więc gasił się i unikał dalszej, jakiejkolwiek współpracy. Często zastanawiałam się czy gdyby Tosia trafiła do kogoś, dla kogo jej osobowość nie byłaby tak dużym wyzwaniem, bawiłaby się dzisiaj tak samo, jak robi to Ginny. Na szczęście w końcu dotarło do mnie, że takie gdybanie nie ma sensu, bo chyba nikt nie oddaje po latach psa, bo nie potrafi się z nim do końca dogadać. Problemy z zabawą to jeszcze nie jest koniec świata.
Każdy pies to indywidualność i wszystko trzeba rozważać patrząc na konkretny przypadek. W tym artykule autorka wspomina, że zwyczajnie są psy, które mają gorszy popęd łupu i nigdy nie będą bawić się tak zawzięcie, jak ich pobratymcy z bardzo rozwiniętym popędem łowieckim. Są przypadki takie, jak Tosia, kiedy dla świętego spokoju psa i własnego lepiej powiedzieć sobie stop i uskuteczniać inne formy nagradzania oraz spędzania czasu.
Kiedy opisuję jaka jest Tosia często zdarza się, że ktoś pisze "mam tak samo z moim psem!". Za każdym razem, kiedy to czytam, choć nie znam psa tej osoby, naprawdę trudno mi uwierzyć w to, że jest więcej burków pokręconych do takiego stopnia. Zanim osądzimy naszego psa, warto jednak bardziej mu się przyjrzeć, może nie jest aż tak źle? Może jeszcze warto spróbować?


Jak nauczyć psa bawić się zabawkami?
Bardziej szczegółowo niż w moim wstępie opisała to Magdalena Łęczycka na swoim blogu, klikajcie tutaj. Znajdziecie tam też wpis o 20 korzyściach płynących z zabawy zabawkami, też go przeczytajcie, to z pewnością bardziej zmotywuje Was samych do podjęcia walki o możliwość wspólnej zabawy.
Jeżeli podlinkowany wyżej wpis nie pomoże Wam, to naprawdę warto rozważyć pójście na choć jedną lekcję do doświadczonego i polecanego trenera, który przyjrzy się Waszemu przypadkowi na żywo (powody przez które pies nie chce się bawić mogą być przeróżne, a my sami nie zawsze jesteśmy w stanie je dostrzec) i podpowie jak możecie działać.

Gi nigdy nie miała jako takiego kłopotu z motywacją na zabawki (od zawsze kochała gonić), wyjątkiem było frisbee i faworyzowanie zabawek (o tym pisałam ostatnio w poście urodzinowym). Rozwiązanie tych problemów opiszę pokrótce poniżej.

[Problem z frisbee] Pamiętam, że Ginny miała problem z zabawą dyskami na zewnątrz. Wszystkim innym chciała się bawić w normalny sposób, a dyski z jakiejś przyczyny tylko goniła (lub nie) i nie chciała przynosić (wracała bez nich). Przestałam bawić się z nią dyskami w domu. Wyjmowałam je w ogrodzie (znane miejsce) na bardzo, bardzo krótkie sesje. Zawsze starałam się nie dopuścić do momentu, kiedy Gi uznała, że już nie będziemy się bawić, to ja kończyłam zabawę. Z czasem zaczęłam wyjmować frisbee w stałych miejscach spacerowych, a potem w obcych, miejskich parkach. W międzyczasie zmieniłam sposób nagradzania na bardziej energiczny, wesoły, nauczyłam się właściwie nagradzać psa szarpaniem dyskiem.
W efekcie Gi po jakimś czasie wystartowała w konkurencji toss&fetch przynosząc wszystkie rzucone jej dyski, a na końcu szarpała się nimi w nagrodę :).

[Problem z faworyzowaniem zabawek] Na początku pracowałam nad tym w taki sposób. Żeby jeszcze bardziej rozjaśnić psu sytuację przestałam skupiać się na tym, żeby wszystkie sesje kończyć sukcesem, bo na pewnym etapie trudno było to osiągnąć. Nie dało się do końca wyczuć, kiedy Gi jeszcze na luzie może się szarpać, a kiedy już nie wytrzymuje i musi koniecznie mieć piłkę. Nie było możliwości zakończenia sesji pozytywnym akcentem, bo wróciłybyśmy do punktu wyjścia. Żeby nie utwierdzać Gi w przekonaniu, że to ona kończy zabawę, nie dostawała ani szarpaka (bo i tak już nie chciała się nim bawić w oczekiwaniu na piłkę), ani piłki. Okazało się, że ten sposób bardzo przyspieszył naukę wymiany zabawkami i dziś piszcząca piłka może leżeć sobie w trawie, a Ginka będzie w tym samym miejscu wymieniać się różnymi szarpakami.


Naucz się swojego psa, obserwuj go i wyciągaj wnioski 
Tak, jak wcześniej wspomniałam każdy pies jest inny. Jeden nie będzie wykazywać zainteresowania zabawkami, aż pewnego dnia coś w nim pęknie i będzie szarpać się aż miło, inny wzgardzi nawet króliczym futrem. Jeżeli jeden trener nam nie pomógł, drugi, trzeci, a nam już brak pomysłów zastanówmy się, czy nie lepiej poświęcić ten czas na coś innego, co zacznie cieszyć i nas, i naszego psa.


Silikonowa saszetka na przysmaki - Dexas Pooch Pouch

$
0
0
Bardzo długo szukałam małej saszetki, którą będę mogła chować w nerce na biodra. Potrzebowałam takiego rozwiązania, bo trzymając zabawki i smakołyki w jednej przegrodzie często dochodziło do sytuacji, kiedy smaki wypadały w czasie wyjmowania zabawki albo zabawka nasiąkała ich zapachem. Ta druga kwestia już nas nie dotyczy, ale kilka lat temu, kiedy Gina dopiero uczyła się, że zabawa z człowiekiem jest super, było to dość problematyczne, bo zapach jedzenia na zabawce rozpraszał psa i ten zamiast się bawić, obwąchiwał szarpak w poszukiwaniu żarcia. Do tego byłoby super, jakby saszetka była zrobiona z takiego materiału, by nie było konieczności ciągle wrzucać jej do pralki po wilgotnych smakołykach.

Jakiś czas temu kupiłam w tym celu saszetkę Hurtta Mini Treat Bag, ale jak za tę cenę jej jakość pozostawiała sporo do życzenia i sam woreczek niezbyt dobrze się sprawdzał. Otwór do wyjmowania smaków nie ułatwiał szybkiego wyjmowania, po kilku dniach często znajdowałam zaginione smaczki, które plątały się w materiale wewnątrz (to chyba typowe dla tego typu saszetek). Materiał w środku nie różnił się szczególnie od tego w innych, materiałowych saszetkach, więc unikałam wkładania tam gotowanego mięsa i innych nagród tego typu. W międzyczasie zastanawiałam się, czy sama nie mogę zrobić jakiegoś wkładu do saszetki i wpadłam na pomysł wykorzystania silikonu. Może jakieś foremki na muffiny? To mogłoby być niezłe rozwiązanie, ale nie przekonam się o tym, bo trafiłam na saszetkę marki Dexas.


Pooch Pouch - wykonanie i wymiary
Saszetka w całości wykonana jest z silikonu, tylko klips do paska jest plastikowy. Materiał z jakiego jest zrobiona jest wolny od BPA, więc można bez obaw trzymać w niej żywność.
Występuje w pięciu kolorach: różowym, zielonym, niebieskim, fioletowym i szarym.

Waży około 86g, jej wymiary to 11,5cm x 7,2cm x 8,75cm. Zajmuje naprawdę niewiele miejsca i jest przy tym bardzo pojemna (jak na moje potrzeby przy dwóch, małych psach :)). 



Użytkowanie 
Tak jak wyżej wspomniałam saszetkę najczęściej chowam do nerki na biodra. Najpierw zdejmuję z niej plastikowy klips, bo nie jest mi wtedy potrzebny i zajmuje dodatkowe miejsce. Sama saszetka jest naprawdę mała, więc poza nią mieszczę jeszcze mnóstwo innych rzeczy, o których przeczytacie tutaj.

Saszetka Dexas w popularnej wśród psiarzy nerce Jansport. 


Bardzo szybko wyjmuje się z niej smaki, przy schylaniu nic z niej nie wypada. Od producenta dowiedziałam się, że z czasem może wyrobić się nieco otwór i ścianki na górze nie będą tak przylegać, jak na razie niczego takiego nie zaobserwowałam, ale nawet jeśli to nastąpi to nie sądzę, żeby mi to przeszkadzało.



Utrzymanie w czystości
Saszetkę czyści się równie łatwo co wszelkie akcesoria kuchenne wykonane z silikonu. Wystarczy trochę wody, płynu do mycia naczyń i gąbka, a po chwili saszetka znów jest czysta (wyjątkowo leniwi mogą po prostu wrzucić ją do zmywarki). Na koniec można ją wytrzeć i od razu mamy produkt gotowy do działania. To ogromny plus, w przypadku materiałowych woreczków na smakołyki po wypraniu trzeba czekać aż wyschną. 


Podsumowując
Według mnie silikonowa saszetka to naprawdę udany wynalazek. Od pewnego czasu gdybam nad dietą BARF i myślę, że ten produkt może mieć tu szczególne zastosowanie (podobnie jak tubka), nie zapominajmy też o wybrednych psach, które wymagają specjalnych łakoci. Bardzo lubię trafiać na tego typu gadżety :).

Latające Psy Warszawa 2016

$
0
0
Już nie Dog Chow Disc Cup, ale atmosfera wciąż ta sama! Jedyne co się zmieniło to rozgrywane konkurencje, które super było móc zobaczyć na żywo. Pogoda była wspaniała, choć zakończenie weekendu identyczne jak w zeszłym roku, pod koniec niedzielnych rozgrywek zaczęło padać, na szczęście my byliśmy już w drodze do domu. 



Tym razem pierwszy raz na zawody zabrałam własny namiot, w którym udało się ulokować dwie klatki (małą z Ginką i dużą z Timem), 3 plecaki (w porywach do 5) i jednego człowieka. Poza tym, że trzeba było tachać go kawałek drogi, to okazał się naprawdę genialnym rozwiązaniem. Nie jest duży, ale mieści to, co najważniejsze (przymiarki do większej klatki nie były takie przypadkowe), posiadanie własnego namiotu to ogromny komfort, jeśli ktoś się nad tym zastanawia, to gorąco polecam. 
W oba dni byliśmy na miejscu z samego rana, w sobotę wróciliśmy dopiero wieczorem, a w niedzielę trochę wcześniej i o dziwo drugiego dnia działo się więcej. Niedzielę zaczęliśmy od spotkania z okropnym typem, który w ogóle nie reagował na "proszę zabrać psa" przez co w dalszej kolejności doszło do bardzo niemiłej wymiany zdań... ale potem los był już dla nas naprawdę bardzo łaskawy!

Zabawa z obcą osobą i przy kręcącym się obok piesku? Żaden problem! 

 
Cały czas nie mogę wyjść z podziwu, jak błyskawicznie uczy się Gi. Nie ufa ona zbytnio innym psom, dlatego podchodzi do nich z dystansem, jeżeli coś jej się nie podoba, od razu dosadnie o tym informuje. Jeśli bawi się z innymi futrzakami, to tylko w gonienie, nawalanki są zarezerwowane jedynie dla Tosi, po której wie czego może się spodziewać. W związku z tym kiedy ma mieć kontakt cielesny z obcym psem, zachowuje się zwykle tak, jakby jej towarzysz był trędowaty, ale wygląda na to, że zaczyna się to zmieniać. Pierwsze próby ustawienia Gi z innym psem w taki sposób jak poniżej były na tyle trudne, że nie dało się zostawić ich w takiej pozycji do foty, a następnego dnia Ginny zrobiła to bez większych oporów. 

fot. A.Bronikowska

Kolejnym powodem, przez który tego dnia pękałam z dumy było to, że Gi zaczęła skakać do wody! Może jeszcze nie tak spektakularnie jak robiły to psy startujące w dog divingu, ale pierwsze koty za płoty. Właściwie to nie pierwsze, bo Gi kiedyś przez przypadek w tym samym miejscu wskoczyła do stawu, ale potem już tego nie powtarzała, a teraz robiła to naprawdę świadomie! Będziecie mogli zobaczyć to na filmie niżej.


Od pewnego czasu planuję zrobić relację z zawodów w formie filmu i po każdych zawodach wracam z pojedynczymi ujęciami, z których nic nie da się skleić. Trudno jest mi się skupić na filmie, kiedy wybywam z domu głównie po zdjęcia (jeśli chcecie zobaczyć więcej fot latających psów, wpadajcie tutaj). Tym razem zbieranie materiału też szło mi opornie, ale coś tam skleiłam, więc na sam koniec zostawiam Was z filmem i jak zwykle z niecierpliwością czekam na kolejne Latające Psy w Warszawie.





Sztuczki to ZŁO

$
0
0
Często, kiedy niewiele wiemy na dany temat lub nie jesteśmy świadomi pewnych spraw zamiast zgłębić wiedzę, naśladujemy tylko innych ludzi. Co więcej często zdarza nam się popadać przy tym w skrajności. 


Robimy coś, bo inni tak robią i wydaje nam się, że skoro ileś osób działa w dany sposób, to będzie to w porządku również dla nas i dla naszego psa. Wrzućmy na ruszt moje ukochane sztuczki :). 

Kiedyś czymś normalnym było, że pracowało się ze szczeniakiem nad prostymi sztuczkami. Praca to w sumie złe określenie, to miała być zabawa. Forma spędzania wolnego czasu, budowania więzi, rozwijanie psiego móżdżka. Co jest złego w sesji sztuczkowej, która zajmie zaledwie kilka powtórzeń? Problem polegał na tym, że niektórzy robili tych powtórzeń trochę więcej, a szczenięta poznawały umiejętności, na które jeszcze nie do końca były gotowe.
Nagle okazało się, że sztuczki to zabieranie futrzakowi dzieciństwa i w ogóle pozbywanie go możliwości bycia psem. Ludzie przestali cieszyć się z nauki sztuczek, bo nie wiadomo czy zaraz nie wyskoczyłby ktoś zza rogu krzycząc, że krzywdzą swojego szczeniaka. Co więcej wiele osób wręcz szczyci się tym, że nie uczy swojego szczeniaka sztuczek i będzie z tym czekać do momentu, aż przyjdzie odpowiedni czas (albo w ogóle nie będą uczyć, bo sztuczki są dla frajerów). Wyczuwam nawet, że nastał jakiś nowy trend "ha, mój szczeniak ma X miesięcy i nie zna ani jednej sztuczki, ale jesteśmy super!". Za to bardzo chętnie i regularnie zabierają swoje maleństwo w zatłoczone, głośne miejsca, robią przeróżne podstawy pod docelowy sport, ale broń Boże te okropne sztuczki! :D 
Jeżeli ktoś nie chce w ogóle uczyć sztuczek to ma do tego święte prawo, ale jeżeli ktoś ma na to ochotę, to naprawdę nie ma nic szkodliwego w tym, że szczenię nauczy się adekwatnych do swojego wieku/sprawności tricków. Nauka sztuczek serio wcale nie musi wykluczać się z prawidłową socjalizacją (jak kilka powtórzeń dziennie może kolidować z długotrwałym procesem socjalizacji?), z luźnymi spacerkami itd. Tylko żeby tak było trzeba przestać iść jak ta owca za resztą stada i zacząć myśleć samodzielnie o tym, co jest dobre dla naszego psa. To nie sztuczki są złe, tylko brak rozsądku i umiaru.




Sekretne życie Ginny - FILM

$
0
0
Na pewno wiele z Was zastanawiało się, jak tak naprawdę wygląda życie Ginny. Co w rzeczywistości lubi robić, co lubi jeść, czy na pewno umie grzecznie zostawać sama w domu? Ten film to odpowiedź na wszystkie te pytania!


Życzę miłego seansu :) 


Przestało padać, można robić foty!

$
0
0
Jak już zapewne większość z Was wie udało mi się wygrać konkurs filmowy, o którym pisałam w poprzednim wpisie. Od początku wiedziałam na co przeznaczę nagrodę i jak tylko załatwiłam wszystkie formalności, wyszukałam korzystną ofertę i stałam się posiadaczką aparatu pełnoklatkowego, o którym marzyłam już bardzo, bardzo długo. 


Dzisiaj wreszcie przestało padać, a nawet wyszło słońce, więc był to idealny czas na zabranie nowego cacka na dłuższy spacer. To zupełnie inna puszka niż canon 7d, którego używam od 2015 roku, już po pierwszych zdjęciach utwierdzam się w przekonaniu, że FF to właśnie to, czego mi brakowało, ale momentami czuję też trochę jakbym zrobiła krok do tyłu. Nie jest to aparat stworzony z myślą o zdjęciach w ruchu, które uwielbiam, dlatego po namyśle postanowiłam nie rozstawać się z poprzednim korpusem, który będzie mi służyć właśnie do naprawdę dynamicznych ujęć. Za to pełna klatka i portrety to coś wspaniałego, wszystkie obiektywy dostały kopa i jak wcześniej czułam, że mogłabym zupełnie pozbyć się 50mm, tak teraz już nie jestem tego taka pewna, bo nawet polubiłam tą ogniskową! Ah... nie mogę doczekać się, kiedy zrealizuję moje pomysły, które czekały tylko na to brakujące "coś". Na razie zapoznajemy się z 6d, czego efekty możecie oglądać w tym wpisie :).





Małe jest piękne!

$
0
0
Wielkość psa to często jedno z najważniejszych kryteriów w czasie wyboru czworonoga. Od zawsze mieliśmy małe psy, dlatego teraz trudno jest mi sobie wyobrazić życie z większym burkiem. Bycie opiekunem małego futrzaka jest chyba przede wszystkim... wygodne ;).


Mały pies to małe wydatki* 
Karma może być kwestią dyskusyjną, bo jeśli mamy jednego, małego psa to teoretycznie możemy płacić za karmę więcej niż właściciel dużego czworonoga. Przy małym jedynaku zakup worka 15kg może się nie sprawdzić, a przy mniejszych opakowaniach cena za 1kg karmy zawsze jest większa. Zakładając jednak, że nasz pies będzie zdrowy, to miesięczny koszt żywienia i tak będzie niższy niż w przypadku dużego psa.

Tak samo jest z akcesoriami. Rzadko zdarza się, że rzeczy w różnych rozmiarach mają tę samą cenę. Właściciele małych psów mogą bardziej zaszaleć, bo produkty w rozmiarze S potrafią być kilkukrotnie tańsze niż ich większe odpowiedniki.
Podobnie sprawa ma się z wizytami u weterynarza, koszt wielu, popularniejszych zabiegów jest uzależniony od wielkości futrzaka. Tabletki na robale, preparaty na pasożyty zewnętrzne też są tańsze.

*o ile nie jest się maniakiem psich akcesoriów. W tym przypadku wielkość psa nie stanowi żadnej przeszkody... ;) 

Mieszkanie i ogród
Teoretycznie metraż nie ma takiego znaczenia, ale przy -15°C i w małym mieszkanku łatwiej porobić coś z małym pieskiem niż z większym. Podobnie jest z ogrodem, mniejszy ogród zawsze da więcej swobody małemu czworonogowi niż większemu, choć nie jest on niezbędny do szczęścia żadnemu psu, o czym pisałam tutaj
Jeśli pies kłaczy, to mniejszy powinien zostawiać mniej futra. Potencjalne zniszczenia w ogrodzie, jak na przykład totalnie wydeptany trawnik też powinny być mniejsze. 

Spacery
Mały burek nie pociągnie nas na smyczy tak, że zaliczymy glebę. W razie awaryjnej sytuacji, kiedy będzie trzeba minąć się z psem o nieprzyjaznych zamiarach możemy wziąć naszego mikrusa na ręce i nie narażać go na konfrontację. Wiele osób nie poleca tego robić, ale myślę, że równie wielu osobom, a właściwie ich psom takie działanie pozwoliło zachować zdrowie lub nawet życie. 
Na spacer z małym psem nie musimy zabierać też kilku dużych butli z wodą, wielkiej miski na wodę, dużych, a co za tym idzie ciężkich zabawek, nasze plecy mniej cierpią. 

Pielęgnacja futra
W dużej mierze uzależniona jest od jego długości, obecności podszerstka itd., ale biorąc pod uwagę psy o podobnym ofutrzeniu to pielęgnacja mniejszego zajmie mniej czasu i pochłonie mniej kosmetyków. 
Mając do sprawdzenia mniejszą powierzchnię potencjalnego pasażera na gapę w postaci kleszcza znajdziemy szybciej niż w przypadku dużego psa. 

Podróże 
Małego pupila bez problemu umieścimy w pociągu w poręcznym transporterze i zapłacimy za niego jak za bagaż, a nie za psa. W autobusach, tramwajach i innych tego typu środkach transportu dużo wygodniej jest podróżować z małym pieskiem. W zatłoczonym pojeździe zawsze znajdzie się kawałek miejsca, w którym możemy bezpiecznie ulokować naszego psiaka.
Hotele przyjazne psom często wcale takie do końca nie są, bo okazuje się, że mogą do nich wpadać burki do określonej granicy wielkościowej. Do miejsc, gdzie niekoniecznie można z psem, z małym psem często można ;).

Małe rozmiary i wiek
Małe psy zazwyczaj szybciej dojrzewają i jednocześnie wolniej się starzeją. Maluchy dożywają często 15 lat, kiedy dla wielu dużych ras 8 lat to już sędziwy wiek. 



Podsumowując
Wiele osób nie wiedzieć czemu nie lubi małych psów, a okazuje się, że mają one całkiem sporo zalet. Czy dostrzegacie jeszcze jakieś? :)
Przyznam, że jestem ogromnie ciekawa jak się będzie żyło z większym psiakiem, jeśli macie ochotę, podzielcie się swoimi spostrzeżeniami na temat zalet posiadania psów o większych gabarytach :D. 


Jesienny HAUL

$
0
0
Jesień zdecydowanie stanęła pod znakiem psich "superfoods", które miały usprawnić głównie ginowy organizm. Jak jedzenie to i akcesoria z nim związane, ale oczywiście nie tylko :).



1. Puszka na karmę Acvit Pet - 4 października to święto zwierzaków, dlatego zawsze mniej, więcej w tym terminie Biedronka wprowadza ofertę tematyczną związaną z futrzakami. Tym razem można było zakupić między innymi całkiem ładne puszki na karmę, oto i jest :D.

2. Miska ceramiczna Fiod's Diner - na początku września otworzyli u nas TKmaxx, stamtąd właśnie pochodzi ta śliczna miseczka. Ma idealną pojemność, nie przesuwa się po podłodze i za każdym razem, kiedy jestem w wyżej wymienionym sklepie rozglądam się za kolejnymi do kompletu.

3. Przysmaki Rinti Chicko suszona wołowina - produkty tej frimy pojawiają się u nas dość regularnie, tym razem padło na nowość w naszej psiej szafce w postaci suszonej wołowiny.

4. Suplementy Pokusa - Ginny od szczeniaka miała kiepską odporność i często łapała różne świństwa, więc tym razem postanowiłam wprowadzić do jej diety suplementy, które mam nadzieję pomogą jej przetrwać okres jesienno-zimowy. Wybrałam dziką różę, drożdże browarnicze i kryl. Dodatkowo w gratisie dostałyśmy cztery małe opakowania Pokusa Premium Plus i zaoszczędziłyśmy nieco, bo udało nam się wygrać comiesięczny konkurs na fanpejdżu Pokusy :). Infekcji jak dotąd nie zanotowano, zauważyłam też w końcu poprawę w sierści, oby tak dalej. Kaolin (na zdjęciu za pluszakiem) dokupiłam jakiś czas później, głównie ze względu na jego właściwości czyszczące psie zębiska.

5. Frezarka do pazurów Rossmann - zwykle obcinam psie pazury specjalnymi obcinaczkami, ale od jakiegoś czasu chodził mi po głowie zakup szlifierki, żeby te pazury jakoś wygładzić (zaraz po obcinaniu były naprawdę ostre), a w przypadku Gi dodatkowo sprawić, żeby nerw zaczął się cofać. Podobno tak się dzieje, kiedy regularnie i bardzo dokładnie skraca się psi pazur, ale słyszałam też, że nie na każdego psa ta metoda działa. Postanowiłam przetestować niedrogi (niecałe 30zł) produkt z przeznaczeniem dla ludzi, na razie zapowiada się nieźle.

6. Worki na kupy Earth Rated - nasz zapas worków biodegradowalnych z Zooplusa zaczął robić się bardzo szczupły i choć nie narzekałam na nie, tak ich ponowny zakup był bez sensu z uwagi na to, że można zamawiać tam dopiero od 50zł. Zdecydowałam się na worki Earth Rated przy okazji zakupów w innym sklepie, co prawda ich cena jest sporo wyższa od zooplusowych, ale korzystamy z nich tylko w przypadku wyjazdów do miasta, więc starczą nam na bardzo długo. Mimo, że w sklepie były do wyboru również tańsze woreczki wybór padł na te ze względu na to, że jak mówi opis są przyjazne dla środowiska, warto pamiętać jednak o tym, że i tak trzeba wyrzucać je do kosza na śmieci, bo nie rozkładają się w 100%. 

7. Piłka na sznurku Collar Liker - Puller od tego producenta sprawdza się u nas znakomicie, o piłkach też słyszałam wiele dobrego, ale nie było rozmiaru dla małych psów, do niedawna :). Piłka sama w sobie wydaje się super, ale sznurek jest bardzo wąski i niezbyt przyjemny dla ręki, kiedy pies mocno szarpie, muszę przyznać, że jestem tym trochę zawiedziona. 

8. Zabawka Multipet Loofa - te pluszowe pieski zauroczyły mnie już dawno temu, ale trudno było znaleźć je na półkach polskich sklepów zoologicznych. Jakiś czas temu trafiłam na nie przez przypadek w... sklepie dla majsterkowiczów Jula ;). Są fajne jako szarpak, mają w sobie dwie piszczałki, jedna wydaje dźwięki podobne do kwakania kaczki i jest umieszczona w dłuższej części, druga, standardowa, mieści się w głowie. Istne szaleństwo! Zabawkę w akcji możecie zobaczyć na tym filmiku.


Przy okazji przypominam o albumie "wyprzedaż", do którego wrzucam rzeczy, które z różnych względów są nam już zbędne, a może spodobają się komuś z Was? Zachęcam do zajrzenia :). 





Kleić uszy czy nie kleić?

$
0
0
Jakiś czas temu stwierdziłam, że współczuję moim znajomym, którzy doczekali się swoich szczeniaczków i te szczeniaczki mogą mieć jakiekolwiek uszy, bo wzorzec (lub jego brak w przypadku psów nierasowych) jasno nie określa, jakie one mają właściwie być. Współczuję, bo kiedy szczeniak jest szczeniaczkiem i mamy jeszcze wpływ na wygląd jego uszek, to okazuje się, że inni ludzie też chcą mieć na niego wpływ.

Na szczęście z Gi nie ma tego problemu, uszy stoją jej na zawołanie. 

Pod zdjęciami przewija się masa komentarzy w stylu "niech ma radary, niech ma radary!" albo "nieee, niech ma klapnięte!", a gdzie w tym wszystkim zdanie właściciela tegoż zwierzaka? Do pewnego stopnia takie uwagi można traktować jako żart, ale potem stają się już męczące. Kiedy Gi była młodsza miała przeróżne fryzury, zapuszczam ją też trochę na zimę i zawsze, kiedy mam dokonać w jej wyglądzie bardziej widocznej zmiany, to pojawiają się komentarze... "nie ścinaj", "zrób jej fryzurę na pudelka!", "zapuść jej uszy!". Czemu właściwie ma to służyć? Czy ludzie sądzą, że pisząc tego typu komentarze mają wpływ na wygląd mojego psa? Lubię znać opinię ludzi na różne tematy, ale akurat ta o wyglądzie mojego psa zupełnie mnie nie interesuje, bo to mój zwierzak, ja o nim decyduję, ja się nim opiekuję i nie wiem dlaczego miałabym dogadzać innym w jakiejkolwiek kwestii dotyczącej mojego własnego psa.
Nawet nie wiecie, jakie to czasem irytujące (a może wiecie i to właśnie dlatego zwracacie uwagę na wygląd psa? ;)). Jeśli zmieniam psu wygląd to robię to w określonym celu. Najczęściej ludzie ingerują w wygląd swoich stworzonek po to, żeby były dla nich ładniejsze lub żeby ich fryzura spełniała określoną funkcję. Jeśli ktoś dążąc do zmiany wyglądu swojego zwierzaka wyraźnie mu tym nie szkodzi, to nie ma po co się wtrącać! Najwidoczniej komuś bardziej tak się podoba lub ktoś uznał, że psu będzie się tak lepiej żyło. Komentarze obcych ludzi, którzy nie widzą tego zwierzaka na co dzień niczego tu nie zmienią. Pies ma podobać się przede wszystkim swojemu właścicielowi.
Oczywiście, każdy ma prawo wyrazić swoją opinię. Inaczej jednak wygląda tekst "klej uszy, niech ma stojące!", a inaczej "będziesz mu kleić uszy? myślę, że wyjątkowo pasowałyby mu stojące"... ;) To samo odnośnie fryzur i innych kwestii związanych z psim wyglądem.

Kiedyś trafiłam na zdjęcie kudłatego psa, który był ostrzyżony w połowie. Zainspirowało mnie to do podobnego eksperymentu, idealnie pasuje do tego wpisu :).

Psy i ludzie w internecie

$
0
0
Ostatnio w "psim świecie" zawrzało! Nie jestem pewna, czy "ostatnio" to dobre określenie, bo właściwie co rusz pojawia się jakiś ciekawy temat do dyskusji ;). Tym razem padło na gwiazdy psiego internetu, a początek ma swoje miejsce tutaj.  


Chciałabym jakoś zdefiniować to pojęcie i w pierwszej chwili pomyślałam sobie o psach, ale one bez ludzi byłyby po prostu zwykłymi zwierzętami. To ludzie sprawiają, że jakiś zwierzak przez grupę innych osób wydaje się na tyle wyjątkowy by chcieć śledzić jego losy. Ich opiekunowie mniej lub bardziej świadomie kreują je w jakiś sposób, tak samo jak samych siebie i to jest całkowicie NORMALNE. Kreujemy siebie na każdym kroku, czy na rozmowie o pracę będziemy zachowywać się tak samo jak na ostro zakrapianej alkoholem imprezie? Czy do nauczyciela będziemy zwracać się tak samo jak do koleżanki? To może chociaż wejdźmy do sklepu i weźmy coś sobie, tak po prostu, przecież w domu zapewne tak byśmy zrobili? NIE?! Czy to oznacza, że oszukujemy wszystkich wokół? Mam wrażenie, że wiele osób myli pojęcie kreowania się z oszustwem. To, że kojarzymy psa z fajnych sztuczek nie wyklucza przecież, że może mieć on jakieś problemy behawioralne, nie oznacza to też, że ktoś ucząc sztuczek równolegle nie rozwiązuje problemów z zachowaniem psa. 

To co pokazujemy w internecie to zawsze będą wybrane elementy naszego życia. I bardzo dobrze, bo uważam, że obcy ludzie powinni mieć ograniczony wgląd do naszej prywatności. Nie można sobie ubzdurać, że jeżeli ktoś pokazuje na filmiku, że jego pies właśnie cudownie wrócił na zawołanie, to było tak już jak wyszedł z macicy suki. Weźmy inny przykład, sranie! Rzadko na fanpejdżach widuję zdjęcia, na których psy oddają swoje potrzeby fizjologiczne, czy to znaczy, że w ogóle tego nie robią? Mam nadzieję, że nikt z Was nie odpowie na to pytanie twierdząco. Skoro pokazywanie psa robiącego kupę jest niefajne i z tego względu wolimy oszczędzić sobie wyjmowania aparatu w takich momentach, to dlaczego mamy pokazywać gorsze strony psa? Bo ludzie tak chcą? Jeżeli ktoś ma na to ochotę, jego wybór. Ale nie można zakładać, że jeśli ktoś tego nie robi, to z pewnością wszystkich chce oszukać i wmówić im, że jego pies jest bezproblemowy. Do wszystkiego należy podchodzić z dystansem, nie wszystko brać za prawdę objawioną i cieszyć się ładnymi i miłymi treściami w sieci, żółci i jadu jest już wystarczająco dużo na świecie. 
Tutaj zdradziłam Wam sekret skąd się biorą idealne psy. W ogóle pomyślałam sobie, że ten wpis tutaj to dobra okazja do swego rodzaju podsumowania kwestii ginowych problemów, o których gdzieś tu pokrótce wspominałam. W tym roku postaram się jeszcze coś takiego wrzucić :). 


Oj, ale miało być o ludziach, a jak zwykle zeszło na psy, więc wróćmy do ludzi. Jak to jest z tym "psim światkiem"? 

Kiedy byłam młodsza i rodzice podłączyli mi internet ogromnie cieszyłam się, że w końcu będę mogła poznać ludzi tak samo zakręconych jak ja. Ani w mojej rodzinie, ani wśród najbliższych znajomych nie było nikogo z kim na luzie mogłam pogadać o psach. Tematyczne fora internetowe wydawały się miejscem sielanki, radości i brokatu. Jak nietrudno się domyślić wrażenie to długo nie trwało, z czasem zaczęło się nawet pogłębiać. Nie twierdzę, że "psi świat" jest zły. Po prostu okazało się, że psiarze są tacy sami jak inni ludzie (wow!). Na początku oczywiście czułam się rozczarowana, ale zrozumiałam w końcu, że tak jest i należy się z tym faktem pogodzić. Mimo łączącej nas pasji nadal jesteśmy tylko ludźmi, każdy z nas jest inny, ma różne wady i zalety. Zamiast skupiać się na osobach, których wad nie jesteśmy w stanie zaakceptować, otaczajmy się tymi, których zalety wprowadzają coś pozytywnego do naszego życia, wtedy pewnie rzadziej będziemy narzekać na "zły psi światek". 

Praktycznie w ogóle nie udzielam się w dyskusjach na fejsie, ale często podczytuję je sobie do kawki i obserwuję. Psia społeczność kojarzy mi się z życiem klasy w szkole. Zawsze znalazł się jakiś lider, kółko wzajemnej adoracji, zwyczajne osobniki i kozły ofiarne, pewnie można byłoby wyróżnić jeszcze jakieś typy. Czy to nie wydaje się znajome? Czy w szkole tak nie było? Według mnie to w jaką rolę wejdziemy zależy od nas samych, tego co o sobie myślimy. Jeżeli czujemy się gorsi, to jak mamy przekonać innych, że wcale tak nie jest? Może czas popracować nad własną samooceną? To działa też w drugą stronę, jeśli mamy o sobie zbyt wysokie mniemanie to pewnie część osób się na to nabierze, a pozostali będą tylko tarzać się po podłodze ze śmiechu, bo takie zachowania zazwyczaj są dość zabawne. 
To nie jest "wina" lidera, że nim jest, to inni ludzie tak go postrzegają i za nim z jakichś powodów idą. Nie ma "gwiazdy" bez publiczności. Nikt nikomu nie każe lajkować, komentować itd. treści wrzucanych przez kogoś uznawanego za  popularnego, co więcej nikt nie każe nam robić tego samego co ta osoba. To nasza decyzja czy zostawimy jej lajka, czy zechcemy być tacy sami i zaczniemy robić dokładnie to samo... Nie dziwmy się tylko, że chcąc zyskać popularność udając kogoś, kim się nie jest, jakoś to jednak nie wychodzi. Swoją drogą nie rozumiem za bardzo dążenia do popularności samej w sobie, tym bardziej kosztem żywej istoty jaką niewątpliwie jest pies. W momencie, kiedy robimy wszystko pod dyktando innych, tylko po to, żeby im się przypodobać, zaczynamy tracić frajdę z tego, co wcześniej nam ją przynosiło. Nie jesteśmy już sobą, tylko zlepkiem oczekiwań innych ludzi. Lepiej odłożyć takie pomysły daleko na bok i robić po prostu to, co naprawdę kochamy, co wychodzi prosto od nas, co sprawia nam i psu radość. Dzielmy się tym, a na pewno znajdzie się grono osób, które zainspiruje to do działania lub po prostu umili im wolny czas, traktujmy to jednak jako fajny efekt uboczny, a nie cel sam w sobie.  




Porządki w domu psiarza + konkurs!

$
0
0
Kojarzycie śmieszne obrazki z internetu na temat mycia okien na święta? Dla wielu okres przedświąteczny to okazja do generalnych porządków, myjemy okna, pierzemy zasłony, pozbywamy się kurzu z najgłębszych zakątków mebli. Zbiera się tego jeszcze więcej, kiedy mamy psy, dlatego pomyślałam, że to dobra okazja by poruszyć temat porządków w zapsionym domu. 


Nie jestem typem osoby, która codziennie biega po domu z odkurzaczem, ale jednocześnie wizja bakterii i różnych zarazków w moim otoczeniu napawa mnie lękiem. Mam świadomość, że przecież nie mogę ich całkiem wyeliminować, bo to nawet nie byłoby zbyt zdrowe, ale staram się ich unikać. Między innymi z tego względu nie lubię, kiedy pies liże mnie po twarzy i raczej zabraniam na okazywanie psich uczuć w ten sposób. 
Nie jest to blog o tym, jak być perfekcyjną panią domu, ale przecież każdy z nas sprząta po swoich psach, dlatego uznałam, że Warto pokazać Wam produkt marki Clovin, która zajmuje się wytwarzaniem różnych środków czystości. Ja pod lupę biorę proszek do prania Clovin II Septon, dzięki któremu możemy przeprowadzić dezynfekcję we własnym domu.



Opis ze strony sklepu producenta: 
Działanie bakteriobójcze, prątkobójcze, grzybobójcze, wirusobójcze potwierdzone badaniami i wieloletnią praktyką.
Dezynfekuje z jednoczesnym praniem w temperaturze 65°C.
Skutecznie wybiela i usuwa plamy, nie niszcząc tkaniny.
Jest przyjazny dla środowiska – nie zawiera fosforanów i chloru.
Dezynfekcja i wybielanie aktywnym tlenem.
Czy to bezpieczne? Dalej w opisie czytamy: 

Zalecany podczas leczenia chorób skórnych oraz dla rodziców małych dzieci i właścicieli zwierząt. Dopuszczony do stosowania w dezynfekcji ubranek, pościeli i pieluszek dzieci od 1 miesiąca życia. Jest również stosowany w pralniach hoteli, szpitali, ośrodków spa, stadnin i innych.

Atesty, opinie i pozwolenia:
- Atest Państwowego Zakładu Higieny,
- Pozwolenie Ministra Zdrowia nr 0632/04 na obrót produktem biobójczym,
- opinia Zakładu Zwalczania Skażeń Biologicznych PZH w Warszawie Nr HB/358/03 i Nr HB/111/0,
- opinie użytkowe pralni szpitalnych.

Do czego taki proszek w domu psiarza?


Psie akcesoria spacerowe
Szczególnie, jeśli nasz pies lubuje się w panierowaniu padliną lub co gorsza kupami. Pamiętam, jak Tosia pierwszy raz na moich oczach wytarzała się w zwłokach jakiegoś biednego zwierzęcia, mimo prania nigdy więcej nie spojrzałam na jej obrożę z tak samo pozytywnymi uczuciami co zaraz po zakupie (wiecie, że jestem maniakiem takich akcesoriów). Gdybym miała świadomość, że proszek serio usunął z niej wszystkie zarazki pewnie byłoby inaczej.
Gina na szczęście nie miewa takich pomysłów, ale któregoś razu po treningu miała założoną derkę termiczną z dziurą na ogonie. Niespodziewanie zachciało jej się zrobić dwójkę i trafiła nią prosto w materiał derki, też nie wspominam tego najlepiej. 
  
Psie posłanie
Pies na spacerze drepcze po różnych powierzchniach i siłą rzeczy przynosi na łapach różne syfy, które najczęściej w największym stopniu gromadzą się w legowisku, dlatego warto od czasu do czasu porządnie je wyprać. 
Myślę, że jeśli karmimy psa dietą BARF i nasz zwierzak posila się na posłaniu, to też dobrze jest je odkazić co jakiś czas. Krew to doskonała pożywka dla bakterii, a tej w diecie opartej na surowiźnie raczej nie brakuje. 
Alergie skórne, choroby, przebyte zabiegi chirurgiczne czy dolegliwości związane z wiekiem (np. posikiwanie) to też dobry powód, by zainteresować się dezynfekcją psiego leżyska. 

Pościel i ubrania
Wielu psiarzy lubi, kiedy w nocy pies grzeje im stopy (szczególnie zimą! :)). Jeśli pozwalamy psu na wylegiwanie się na naszej pościeli powinniśmy zwrócić szczególną uwagę na częstotliwość prania, ale nawet jeżeli pies zasypia na swoim posłaniu, to i tak warto pomyśleć o dezynfekcji pościeli choćby ze względu na roztocza. Podobnie sprawa ma się z naszymi ubraniami. Oczywiście jeśli nic nam nie dolega, to pozostawanie w całkowitej sterylności może nie przysłużyć się dobrze naszemu zdrowiu, dlatego tego typu zabiegi dobrze jest robić raz na jakiś czas. 

Efekty oraz ile to kosztuje? 
Przede wszystkim na efekty nie trzeba długo czekać, bo do pełnej dezynfekcji wystarczy 20 minut prania w 65°C. Pewien kłopot może stanowić fakt, że wiele psich akcesoriów należy prać w niższej temperaturze, zanim wrzucimy coś do pralki, zwróćmy na to uwagę. 
Pierwsze na co zwracam uwagę po praniu to jego zapach, w przypadku rzeczy dla psów nie powinien być zbytnio drażniący. Dezynfekcja raczej nie kojarzy się z fiołkami na łące, ale ten proszek pachnie w worku względnie ładnie, za to po praniu praktycznie w ogóle go nie czuć, co dla mnie jest ogromnym plusem. Rzeczy są przyjemnie czyste. 

Producent twierdzi, że optymalne opakowanie dla gospodarstwa domowego to 3kg. Taki worek kosztuje w sklepie niecałe 30zł, zakładając, że dezynfekcję będziemy przeprowadzać standardowo raz w miesiącu (na jedno pranie potrzeba 115g produktu), to jest to naprawdę korzystna cena. 

Podsumowując 
Kiedy mamy psy przybywa nam nie tylko więcej radości, ale też sprzątania. Warto zwrócić na to szczególną uwagę, bo pies to nie tylko merdający ogon, ale też źródło różnych zarazków. Nie należy popadać w paranoję i zamykać się w sterylnej, szklanej kuli, ale od czasu do czasu dobrze zrobić generalne porządki.



KONKURS 🐶

Jeśli zainteresował Was proszek Clovin II Septon i chcielibyście sprawdzić jego działanie, to macie do tego doskonałą okazję! 

Wystarczy, że na mail photosliwinska@gmail.com wyślecie  odpowiedź na pytanie:
"Dlaczego to Ty powinieneś otrzymać proszek dezynfekujący Clovin II Septon?"

Zanim jednak to zrobicie zapoznajcie się z krótkim regulaminem:
● Na adres photosliwinska@gmail.com wyślij odpowiedź na pytanie "Dlaczego to Ty powinieneś otrzymać proszek dezynfekujący Clovin II Septon?" . Wiadomość zatytułuj "Konkurs - Clovin". Napisz też jak się nazywacie (Twoje imię i nazwisko oraz imię psa)! :)
Odpowiedzi udziel w formie tekstowej, ale jeśli chcesz dodatkowo możesz dołączyć zdjęcie Twojego autorstwa.
● W przypadku wygrania konkursu wyrażasz zgodę na opublikowanie Twojego zgłoszenia na fanpage'u GINKA TURBINKA
● Zgłoszenia trwają do 14 grudnia 2016 roku. Ogłoszenie wyników nastąpi najpóźniej 16 grudnia 2016 roku.
● Jury w postaci mej osoby wyłoni jedno, zwycięskie zgłoszenie.
●Zwycięzca ma 2 dni na kontakt w sprawie otrzymania nagrody. W przypadku, kiedy nie zgłosi się w wyznaczonym terminie, jego miejsce zajmie inna osoba.
● Nagrody zostaną wysłane w ciągu 7 dni od ogłoszenia wyników konkursu, tylko na terenie Polski.
● Biorąc udział w konkursie wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych na potrzeby konkursu.
● Udział w konkursie jest równoznaczny z akceptacją regulaminu.

NAGRODA
3kg dezynfekującego proszku do prania Clovin II Septon oraz zestaw mniejszych opakowań różnych środków czystości.


Ponad 20 pomysłów na prezent dla psiarza

$
0
0
Większość psiarzy wykorzystuje święta, jako pretekst do kolejnych, psich zakupów. Pies to członek rodziny, on też powinien dostać prezent! Tak to sobie tłumaczymy. Z obdarowaniem psa na ogół nie ma większych problemów, najczęściej decydujemy się na nowe legowisko, jakieś wyjątkowe smakołyki albo wypasioną zabawkę. Z prezentami dla ludzi jest trudniej. Co wybrać? Do świąt już tylko 10 dni! 

Plecak Vans&ASPCA

Bluza, t-shirt z psim motywem - może być z nadrukiem ze zdjęcia z psem obdarowywanego psiarza*, nazwą teamu na zawodach czy innym, ciekawym motywem, oczywiście psim! Skarpetki wydają się dość oklepane, ale agilitowe są po prostu urocze.
*to mogłoby rozwiązywać problem nierozpoznawania osób, które przyszły bez swojego psa na jakąś psią imprezę typu zawody ;)

Plecak - na dłuższe wyprawy z psem chyba każdy psiarz zabiera plecak (albo torbę, np. specjalnie na frisbee), musi być wygodny i pojemny, a do tego fajnie by było, jakby ładnie wyglądał.

Saszetka na smakołyki/akcesoria - tego używamy prawie zawsze, pojemna, niewyrzucająca smaczków i z ciekawym wyglądem powinna spodobać się każdemu psiarzowi.

Kubek termiczny (lub zwykły kubek) - przydatny na zawodach albo w pracy. Zwykłe kubki łatwiej spersonalizować, wśród kubków termicznych nie ma zbyt dużego wyboru, ale myślę, że ogranicza nas tu tylko wyobraźnia i przy odrobinie chęci do kubka, którego z pozoru nie da się zmienić, można dodać coś od siebie. Swój kubek pokazywałam tutaj


Trening na Placu Agility w Warszawie na Szeligowskiej 

Krzesło turystyczne składane - najlepiej lekkie, w poręcznym pokrowcu, w szalonym kolorze. Na zawody czy seminaria jak znalazł. Może to trochę nietypowy pomysł na prezent, ale myślę, że jak ktoś spędza dużo czasu oglądając przebiegi psów na torze, to ucieszy się z ładnego i wygodnego krzesełka :).

Buty do biegania - porządne buty do biegania powinny ucieszyć każdego fana biegania z psem przypiętym do pasa czy agilitowca, szczególnie jeśli wcześniej biegał w trampkach.

Płyta szkoleniowa - wielu znanych trenerów wydaje swoje płyty, na których pokazują swoje techniki szkolenia czworonogów. Super prezent dla początkujących i osób, które lubią poznawać nowe metody uczenia psów. 

Seminarium - zwykły trening albo i kilkudniowy obóz. Fan psich sportów będzie wniebowzięty!

Zestaw dysków - wcześniej skupiłam się głównie na agility, a to przecież nie jest jedyny, psi sport. Zestaw dysków do nauki rzucania ucieszyłby niejednego miłośnika dogfrisbee. A jeśli ktoś woli obi, to może kolorowy kwadrat i pachołki? ;)


Zdjęcie mojego autorstwa, jak większość tutaj... ;) 

Sesja fotograficzna - super pamiątka, z efektów sesji można stworzyć potem obraz i powiesić go na ścianie, można przygotować ładnie oprawiony album czy kalendarz. Jeśli jesteście z Warszawy - zapraszam na foty! :) 

Rysunek na zamówienie - to kolejny pomysł na uwiecznienie ukochanego czworonoga. Techniki są przeróżne, jest z czego wybierać. W tym albumie możecie zobaczyć Gi widzianą okiem innych osób (moje bazgrolenie też się tam znalazło), a taki rysunek Tosi dostałam kiedyś od jednej z czytelniczek, teraz wisi już w ramce na ścianie :).

Zegarek z buldogiem francuskim na rzemyku, prezent od znajomej z UK, książka "Pies, który kochał zbyt mocno" autorstwa Nicholasa Dodmana 

Książka - na temat metod szkolenia, psiej psychiki czy jakiś wyciskacz łez. A może prenumerata ulubionego, psiego magazynu? 

Biżuteria - bransoletki, kolczyki z psimi motywami czy nawet podobizną konkretnego zwierzaka. 


Bombka dalmatyńczyk z zeszłorocznej (?) oferty świątecznej Biedronki ;) 

Foremki do wykrawania ciastek - w kształtach nawiązujących do psów. Jeśli ktoś bardzo lubi wypieki, czemu nie? :) 

Bombki choinkowe - w kształcie psów albo z ręcznie malowaną podobizną czworonoga.

Poduszka, plakaty - z psią poszewką, z ciekawym designem czemu nie, ale psie głowy są trochę creepy. W kwestii dekorowania pomieszczeń i psich motywów bardzo fajne są również plakaty, nie mam na myśli tych z gazet, ale z jakimiś ciekawymi typografiami i grafikami. Super to wygląda na półce czy na ścianie. 


Szarpaki Dog's Craft, obroże Lupine

Zabawka dla... psa! - wielu psiarzy ma fioła na punkcie psich akcesoriów, co rusz w ich ręce wpada nowy szarpak, obroża czy szelki. Jeśli znacie preferencje i wymiary zwierzaka osoby, której chcecie podarować taki prezent, to nie pozostaje Wam nic innego, jak przejrzeć szeroką ofertę sklepów i producentów hand made! :)




Napiszcie koniecznie co Wam marzy się znaleźć pod choinką! :D




Świąteczne ciasteczka z krylem

$
0
0
Kiedy w słoiku z krylem zamiast pomarańczowego proszku zaczęło ukazywać się białe dno postanowiłam, że końcówkę wykorzystam trochę inaczej niż zwykle i dodam ją do ciastek. Ginny uwielbia tego typu smaki, wyczuwa kryl przebywając w innym pomieszczeniu, więc takie smakołyki powinny być strzałem w dziesiątkę. Nie myliłam się :).


Składniki:
10g kryla (użyłam kryla z Pokusy)
jajko
szklanka mąki pszennej
trochę wody
30g masła
Z takiej ilości składników wyszło mi około 200g ciastek.

Przygotowanie:
Jest banalnie proste. Wystarczy zmieszać ze sobą wszystkie składniki, zagnieść ciasto, a następnie je rozwałkować i utworzyć ciastka, np. za pomocą wykrawaczki. Na koniec włożyć na około 20 minut do rozgrzanego do 180ºC piekarnika. Podawać ostudzone ;).




Rola psa w życiu człowieka

$
0
0
Ogólnie przyjęło się mówić, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka, członek rodziny. Często mam wrażenie, że wiele osób mówi tak o swoich psach, bo tak wypada, a niekoniecznie dlatego, że faktycznie tak traktują swoje zwierzęta. Z tego rodzą się między nami, psiarzami, różne podziały. Okazuje się, że nie dla każdego z nas pies pełni w życiu taką samą rolę, a my nie potrafimy zaakceptować tego, że ktoś traktuje psa inaczej, inaczej jest dla nas równe z gorzej. 


Przykład karmienia psów jest moim ulubionym, bo żywienie to podstawa bytowania. Umówmy się, suche chrupki to nie jest normalne pożywienie dla psa (czy pies w naturalnych warunkach wybrałby chrupki zamiast świeżego mięsa?). Najlepsza dieta to taka możliwie najbardziej naturalna, więc fajnie byłoby jakby każdy z nas karmił barfem. Skoro pies jest członkiem rodziny, to dlaczego nie wysilimy się, by karmić go w porządny sposób? Jeżeli przygotowujemy każdy, oddzielny posiłek dla dziecka, to z psem, czworonożnym członkiem rodziny powinniśmy chyba robić podobnie? 
Są karmy lepszej i gorszej jakości, za słabe przyjęło się uznawać te z dużą ilością zbóż. Tymczasem kojarzę zawodników psich sportów, którzy regularnie jeżdżą na seminaria i zawody po całym kraju i nie tylko, a swoje psy karmią chrupkami najwyżej ze średniej półki. Można się domyślać, że jest to kwestia finansów, ktoś woli odłożyć na dokształcanie się w danej dziedzinie i nieco oszczędzić na karmie. Co psu po super chrupkach, skoro przez to ma mieć mniej frajdy z uprawianego sportu? A może powinniśmy być fair wobec naszego psa (w końcu to nasz kumpel, no jak rodzina!) i skoro nie stać nas na uprawianie z nim aktywności i równocześnie dobrą dietę, to może powinniśmy zmienić pracę na lepiej płatną lub w ogóle nie brać zwierzaka?  

Kiedyś, chyba w ankiecie ktoś zadał pytanie "kiedy pies powinien odejść na emeryturę?". Nawet napisałam taki post, ale go nie opublikowałam, sama miałam wątpliwości co do mojego podsumowania tematu. Poruszyłam tam jednak kwestię tego, jak ludzie są zmienni w osądzaniu zdrowia swoich zwierząt. Mamy psa, któremu coś zaczyna dolegać, ale żeby był szczęśliwy trenujemy z nim dalej (przecież on to kocha!). Nagle pojawia się nowy pies do sportu, a ten podupadający na zdrowiu ni stąd ni zowąd zostaje wyłączony z aktywności. Często zastanawiam się w takich sytuacjach, jak długo jeszcze trenowałby ten pierwszy pies, gdyby nie pojawił się nowy. I czy na pewno byłoby to podyktowane szczęściem psa, czy raczej naszym, bo nie mielibyśmy innego materiału do szkolenia. 
Jesteśmy przy szkoleniu, super! Szkolenie bardzo ułatwia życie z psem, ale po co uczyć go chodzenia na przednich łapach? To już zakrawa o cyrk, a to miejsce nie kojarzy się najlepiej. W ogóle taka pozycja nie jest przecież naturalna dla zwierzęcia, więc może lepiej nie uczyć go tego typu rzeczy? Flipy, chodzenie cały czas z głową w górze w sumie też trochę mijają się z naturą, tak samo jak grzanie tyłka pod kocem, na kanapie. A kiedy trzymamy zwierzę na zewnątrz, w kojcu to też jest źle. Garaż też nie jest mile widziany, ale zaraz, pies pasterski może spać w stodole, bo to pies pasterski? Czyli pies czasami nie musi być jak członek rodziny? No bo kto by spał w stodole...
Czy oddalibyśmy członka rodziny, np. kilkuletnie dziecko, gdyby zaczęło sprawiać poważne problemy wychowawcze i zagrażać swojemu rodzeństwu? To dlaczego oddajemy psa w kwiecie wieku, kiedy rodzi nam się potomek, a czworonóg go nie akceptuje? Może lepiej oddać do adopcji dziecko, skoro pojawiło się jako drugie, po psie?
A co jak już przyjdzie czas na naszego psa i umrze? Czy musimy chodzić ubrani na czarno, czy musimy go cały czas opłakiwać? Jak długo musi trwać żałoba? Kiedy możemy kupić kolejnego psa, żeby nikt czasem nie osądził, że biorąc kolejnego zbyt wcześnie pokazujemy, że poprzedniego mieliśmy w dupie? W ogóle to może lepiej adoptujmy, bo czy rodzinę i przyjaciół się kupuje? 

Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność. Jest całe mnóstwo sytuacji, w których z różnych względów psy traktujemy w różny sposób, ale czy oznacza to, że mają one źle i dzieje im się krzywda? Psa nawet nie trzeba kochać, najważniejsze jest to, by dobrze się nim opiekować. Dobra opieka to traktowanie zwierzęcia z empatią, przyzwoite jedzenie, weterynarz i aktywność przystosowana do konkretnego przypadku. Świat nie jest albo czarny, albo biały, nie wszystko da się zaszufladkować.
Czasami mam wrażenie, że zapominamy, że pies to zwierzę i mimowolnie zaczynamy traktować go jak człowieka. Nie jestem pewna czy stawianie psa na równi ze swoim rodzeństwem czy dziadkami jest słuszne, ale narzucanie tego innym z pewnością nie jest w porządku. Wypominamy innym, że traktują psa jak psa, nie jak członka rodziny, przyjaciela, siebie stawiamy za wzór do czasu, aż jakaś nagła zmiana w naszym życiu nie postawi nas pod ścianą. Oczywiście można twierdzić, że tak kochamy nasze psy, że jesteśmy gotowi wylądować z nimi pod mostem. Pytanie na ile jest to mądra miłość i czy życie nie zweryfikuje, czy aby na pewno podejmiemy taką decyzję, za jaką w czasie sielanki i spokoju stoimy murem. Warto też od czasu do czasu spojrzeć w lustro i zastanowić się czy na pewno nasz pies ma z nami taki raj, jak nam się wydaje. Może jest naszym przyjacielem czy członkiem rodziny tylko wtedy, kiedy jest to dla nas wygodne? 

Jak przetrwać Sylwestra?

$
0
0
Dla większości ludzi Sylwester to czas zabawy i postanowień na następne 12 miesięcy. Za to dla wielu zwierząt to najgorszy okres w ciągu roku ze względu na przerażające huki petard, które słychać co najmniej miesiąc przed kluczową imprezą i długo po niej. Jak przetrwać ten trudny czas? 


SPACERY
Starajmy się wybierać spokojniejsze miejsca oddalone od domostw. Z moich obserwacji wynika, że ludzie puszczają petardy i fajerwerki raczej na swoich posesjach niż na odludziu, dlatego w naszym wypadku im dalej w dzicz tym lepiej.
Jeżeli nasz pies po usłyszeniu huku jest na tyle przerażony, że nie reaguje na nasze wołanie lepiej nie spuszczajmy go ze smyczy. Gdy chcemy dać mu trochę więcej swobody możemy zastanowić się nad zakupem kilkumetrowej linki/taśmy. Jeśli mamy obawy, że nasz zwierzak mógłby zerwać się w popłochu ze smyczy, to obowiązkowo powinien mieć adresówkę (nie wyobrażam sobie wyjść z psem na jakikolwiek spacer, jeśli nie ma przypiętego identyfikatora), dobrze też, jeśli jest zachipowany, a dodatkowym rozwiązaniem, choć już najbardziej kosztownym z tych wszystkich jest GPS, który można przypiąć do obroży/szelek i w razie ucieczki szybko dojść do miejsca, w którym znajduje się pies.
Kiedy zwiększa się częstotliwość strzałów w okolicy warto przemyśleć też kwestię długości spacerów, dla psa są one wtedy wątpliwą przyjemnością. W tym czasie można zapewnić mu więcej rozrywek w domu.

SZKOLENIE
Warto zastanowić się czy naszego psa nie da się jakoś oswoić z hukiem petard. Może nie jest to lęk, którego nie da się okiełznać? Sądzę, że jeżeli sami nie wiemy do końca jak się za to zabrać, to najlepiej udać się z tym do specjalisty. Chcąc pomóc zwierzęciu, kiedy sami nie mamy odpowiedniej wiedzy, możemy narobić więcej szkody niż pożytku.
Trzeba też dodać, że reakcja na strzał może pojawić się u psa w każdym wieku. Ginny na samym początku w ogóle nie reagowała na tego typu hałasy, więc zachowywałam się wtedy zupełnie normalnie. Niestety po którymś Sylwestrze, w trakcie kolejnych o godzinie 0:00, kiedy to słychać najgłośniej fajerwerki, zaczęła na nie szczekać. Bardziej przypomina to chęć zamordowania czegoś, co wydaje takie dźwięki niż typowy lęk, ale nie zgadzam się na takie zachowanie. Wykorzystuję każdą możliwą okazję, by móc nagrodzić ją za nieszczekanie, kiedy strzelają, ale zanim doszłyśmy do tego etapu podstawą było odwrócenie jej uwagi od hałasów.



GODZINA 0:00
Towarzystwo - jeżeli pies bardzo się boi, to nie zostawiajmy go samego nawet na czas oglądania widowiska na niebie. Nasz pierwszy Sylwester z Tosią, kiedy nie wiedzieliśmy o tym, że aż tak będzie ona to przeżywać skończył się na “dwójce” znalezionej na kanapie. Pies załatwił się w domu ze strachu, czego wcześniej (np. podczas burzy) nigdy nie robił, od tamtego czasu zawsze ktoś z nią jest.
Jak zachowywać się przy psie, który się boi? Na pewno nie w sposób nerwowy. Jedni natomiast radzą, żeby zachowywać się normalnie, jakby nic się nie działo i nie "pocieszać psa", drudzy wręcz przeciwnie. Moim zdaniem trzeba obserwować naszego burka i sprawdzać na co najlepiej reaguje. Tosi nie można zalewać emocjami, obecność obok zapewnia jej właściwe  wsparcie.
Miejsce - dobrze ulokować psa w takim miejscu w domu, gdzie jak najmniej słychać dźwięki z zewnątrz (wiele osób poleca łazienkę). Można też dodatkowo zasłonić okna, żeby zwierzak nie widział co rusz migających świateł.  Tosia najlepiej czuje się w swojej kennel klatce. Kiedy jest puszczona luzem biega nerwowo dookoła kanapy z wywieszonym językiem i dyszy, w klatce ma ograniczoną przestrzeń i łatwiej się w niej uspakaja, kiedy jest już po wszystkim.

Jak odwrócić uwagę psa od hałasów?
Jedzenie - jeśli nasz pies jest łakomczuchem to jego ulubione przysmaki można ukryć w różnych zakątkach pomieszczenia, w jakichś szmatkach, zabawce na inteligencję czy zwykłym kongu (tutaj dodatkowo można je zamrozić). Można też dać futrzakowi wielkiego, mięsnego gnata do obgryzania. Jeżeli pies bardzo ceni sobie jedzenie, to taka forma zajęcia powinna odwrócić jego uwagę na jakiś czas.
Zabawa i nauka - tę formę zdecydowanie preferujemy razem z Ginny. Zabawa i wspólne zajęcia są dla niej najważniejsze, nic wtedy się nie liczy. Sylwester to doskonała okazja do nauki nowej sztuczki i doskonalenia starych. Fajerwerki to teraz niezły rozpraszacz i utrudnienie, więc psi móżdżek musi wysilić się jeszcze mocniej. Obecnie jesteśmy na etapie ćwiczenia  samokontroli, nie  odwracam już usilnie uwagi od strzałów, ale daję psu szansę na to, żeby sam podjął decyzję i dążę do tego, żeby podjął tę dobrą stopniowo wydłużając ćwiczenie.
Inny pies - Tosia z kolei bardzo boi się nagłych i głośnych dźwięków. Kiedy danego dnia trafi jej się lepszy nastrój, to zabawa z Ginny na jakiś czas odwraca jej uwagę od sytuacji, która wywołuje w niej lęk. Drugi, pewniejszy siebie pies może pomóc lękliwemu zapomnieć na chwilę o tym, że dzieje się coś strasznego.
Inne dźwięki - możemy spróbować zagłuszyć fajerwerki np. głośną muzyką.

Co jeżeli pies naprawdę bardzo się boi i nic nie pomaga?
Odludzie - możemy rozejrzeć się za lokalem przyjaznym psom, który znajduje się z dala od innych zabudowań i wiemy, że nie będzie organizować hucznego Sylwestra.  Od jakiegoś czasu niektóre psie ośrodki szkoleniowe, które umiejscowione są właśnie na uboczu organizują Sylwestra przyjaznego czworonogom, czyli bez fajerwerków. Często impreza połączona jest z jakimś seminarium/obozem, więc nie dość, że nasz pies spokojnie spędzi ten czas to jeszcze zyskamy nową wiedzę i doświadczenie w zakresie jakiejś dyscypliny sportowej.
Leki uspokajające - mogą być konieczne w bardzo ciężkich przypadkach fobii dźwiękowej, podawane wyłącznie po konsultacji z lekarzem weterynarii. Jeżeli nasz pies odczuwa potworny strach, nic mu nie pomaga, a my nie jesteśmy w stanie nigdzie wyjechać, to trzeba poprosić o pomoc lekarza weterynarii.
Naturalne środki zmniejszające odczuwanie lęku - suplementy dla zwierząt lub inne podobne produkty, np. Relaxery. Na początku grudnia otrzymałam od firmy ScanVet propozycję przetestowania Relaxer Kęsy, którego zadaniem jest pomagać psom takim, jak Tosia. Pomyślałam, że to dobra okazja, żeby sprawdzić jak taki preparat spisze się u nas.


Relaxer Kęsy można zastosować nie tylko w przypadku psów lękliwych, ale również w różnych, pojedynczych sytuacjach stresowych, u psów nadpobudliwych i z innymi problemami behawioralnymi. Relaxer zawiera naturalne składniki ograniczające odczuwanie lęku m.in. L-tryptofan, L-teaninę i specjalne biopeptydy.  Szczegółowe informacje na temat składu, dawkowania etc. znajdziecie tutaj.

Producent informuje, że w przypadku pojedynczych zdarzeń, kiedy spodziewamy się stresującej sytuacji wystarczy podać Relaxer na 1-2h wcześniej, natomiast jeśli nasz pies odczuwa naprawdę silny stres to warto zacząć podawać preparat na kilka dni wcześniej. Warto jednak zaznaczyć, że Relaxer to suplement diety, a nie złoty środek, który zadziała niczym magiczne zaklęcie na każdego zwierzaka. Każdy pies reaguje inaczej i nawet silniejsza substancja może nie przynieść oczekiwanych rezultatów, za to inna już tak.


W związku z tym, że pierwszy raz podaję psu taki produkt postanowiłam na wszelki wypadek pogadać o tym z naszym weterynarzem. Ustaliliśmy, że w przypadku Tosi optymalnie będzie podawać pełną dawkę (u nas 1 "kęs" dziennie) na dwa tygodnie przed Sylwestrem.


Moje pierwsze wrażenie po zobaczeniu opakowania - wow, ogromne! To samo z zawartością, dla małego psa to zdecydowanie nie są kawałki na jeden kęs, ale z łatwością można podzielić je na mniejsze części, nawet palcami.


Wiecie, że Tosia to koneser i nie wszystko dostąpi zaszczytu znalezienia się w jej mordce, Relaxerowi się to udało i jeszcze dostał owacje na stojąco, dosłownie! Tosia kiedy prosi o więcej pyszności, staje na tylnych łapach, a przednimi macha w górze jakby klaskała ;). To duży plus, trudno jest mi sobie wyobrazić podawanie preparatu uspokajającego wpychając go psu za każdym razem do gardła, więc cieszę się, że producent pomyślał o tym, by był on dla zwierząt smaczny.


Po tygodniu mogę zaobserwować, że Tosia mniej przejmuje się sytuacjami, które nie są dla niej komfortowe lub źle jej się kojarzą, np. obcinanie pazurów (kiedyś weterynarz zbyt daleko obciął jej pazur i od tamtego czasu bardzo nie lubi tego zabiegu). Nie liczę na to, że Relaxer sprawi, że sylwestrowa noc będzie dla niej zupełnie obojętna, ale myślę, że będzie ją przeżywać w na pewno mniejszym stopniu niż zwykle.

A jak Wasze psy znoszą Sylwestra i jak radzicie sobie z nimi w tym czasie? Macie jakieś sprawdzone sposoby? :)


Viewing all 182 articles
Browse latest View live